Początek był miłym przejściem i nawiązaniem do pierwowzoru, jednak klimatu starczyło na 20 minut. Potem emocje gasły i gasły nad czym ubolewam.
Historia przeciętna bez klimatu (nawet graffiti SWEETS TO THE SWEETS i podobizna Candymana na wejściu do jego świątyni dużo gorzej zrobione niż poprzednio). Wątek policjantów niewykorzystany(sztucznie porywczy główny agent i jego partnerka, która sprawę z tą kasetą kompletnie olała), brat też jakiś niemrawy. Motyw z opisem wokalnym dj'a Grubej Ryby bardzo fajny i nadający jakąś aurę tego Mardi Gras.
Główna aktorka inspirowała się dosyć mocno rolą Helen, jednak zbrakło umiejętności i to sporo. Tony Todd nieco gorzej niż poprzednio ale i tak najjaśniejszy punkt. Ocena końcowa podyktowana raczej sporym sentymentem do jedynki i polecam głównie fanom gatunku.
Dokładnie, pierwsza część była dobrem filmem , wciągającym z ciekawą fabułą i można było się wczuć w klimat. Tutaj właśnie tego zabrakło. Praktycznie pod każdym elementem Candyman 2 jest gorszy od jedynki. Trochę się zawiodłem. Film ratuje sam candy zagrany moim zdaniem świetnie przez Tony Todda. Szkoda, bo film miał spory potencjał , niestety wykorzystany tylko na pierwszą część. Co prawda trójki nie oglądałem, ale sądząc po ocenie , rewelacji nie należy się spodziewać...
Jedynka w porównaniu z tym jest świetna. Dwójka jest jak słusznie napisałeś gorsza pod każdym względem. Klimat już nie ten, fabułę pociągnęli w jakimś nieciekawym kierunku, aktorzy jacyś tacy niemrawi. Przez większość się nudziłam i z utęsknieniem czekałam na scenę z Candymanem.Tony Todd jak zwykle był genialny. Mimo że wrobili go w jakiś badziew on i tak wyszedł obronną ręką. Och, ten jego głos! Tony jako Candyman i chęć ujrzenia scen z nim były jedynymi powodami, dla których przebrnęłam przez 1,5h syfu. Moja ocena to 3/10- jedynie ze względu na Tony'ego Todda.