Poza wibitną obsada (Broderick, Washingoton czy Freeman), na szczególną uwagę zasługuje tu krecja Brodericka. Jego Robert Shaw, to żołnierz nie grzeszący (przynajmniej na początku) odwagą. Jest zamknięty w sobie i wystraszony. Często widać łzy w jego oczach, albo wygląda jakby miał się za raz rozpłakać. Jednakże widać w tym filmie także i jego walkę z samym sobą. By oto w końcowej scenie poprowadzić do ataku swoich żołnierzy. Wiedział że zginie, ale już się tego nie bał. Dorsósł. Ten film to także film o dorastaniu Shawa, niby dorostłego człowieka. A jednak.
Wiem, że komentarz sprzed 20 lat. Ale to jedyny, który chwali grę Brodericka. Nie rozumiem dlaczego ludzie tak wieszają psy na jego grze, była świetna! Jestem pod ogromnym wrażeniem, tak jak napisałeś, widać było jego walkę ze sobą jako człowiekiem wrażliwym i trochę jeszcze zbyt młodym na okrucieństwa wojny a chęcią wyszkolenia swoich żołnierzy tak, by mogli śmiało i z dumą iść walczyć. Nie mogłam oderwać od niego oczu na ekranie!