Podoba mi się wymieszanie w tym filmie starego z nowym. Taki komiksowy, alternatywny obraz Anglii, gdzie na ulicach jeździ się starymi samochodami, a z drugiej strony znajdzie się szaleniec wykorzystujący bajecznie zaawansowaną technologię o której nikomu nigdy się nie śniło. Co jeszcze? Z pewnością potyczki słowne Steeda z panią Peel, ale przede wszystkim Ojca z Matką (rewelacyjny duet Fiona Shaw-Jim Broadbent). Dobre efekty specjalne, sceny akcji nie ładowane do filmu pod byle jakim pretekstem. Fabuła bardzo s-f, ale kto powiedział, że remake musi niewolniczo trzymać się serialowej konwencji? Poza tym, "Rewolwer i melonik", to trochę taki jakby inny James Bond z przymrużeniem oka i sporą dawką humoru (szaleniec pragnący kontroli nad światem i jego fantastyczne wynalazki, Steed - nienaganny dżentelmen uśmiechający się nawet w najtrudniejszej sytuacji, muzyka podobna do bondowskich partytur Barry'ego itd.). Z pewnością nie jest to jeden z najgorszych filmów w historii kina. Trzeba umieć wczuć się w formułę tego obrazu, a wtedy można go obejrzeć dość przyjemnie. Kino rozrywkowe bez większych ambicji. Czasami i to musi wystarczyć.
Zgadzam się z tobą. Jest to film na swój sposób specyficzny i oryginalny. Zdecydowanie nie każdemu przypadnie do gustu. Daje mu 8/10.
To jest jeden z filmów z mojego dzieciństwa. W wieku 6-10 lat zawsze uwielbiałem Connerego i gdy szedł z nim film w tv obowiązkową oglądałem. Ode mnie 7/10, choć prawdę mówiąc trzeba ten film przypomnieć.